Według mnie to jedna z najważniejszych rzeczy, której powinien nauczyć nas sport. Nieważne na jakim poziomie i w jakim wieku. Przekraczanie strefy komfortu. Obszaru, po przekroczeniu którego zaczyna się rozwój. Moim zdaniem każdy, nie tylko sportowy. Dzisiaj jednak interesuje nas sport. Szybciej, wyżej, dalej. W sensie wyniku sportowego o to przecież w tym chodzi. Oczywiście, sport to nie tylko wynik. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie.
W życiu człowieka, sport powinien być chociaż drobną jego częścią, nie powinno przyzwyczajać się do stabilizacji. Stabilizacja źle mi się kojarzy. Odbieram ją jako zatrzymanie się w rozwoju. Początek końca celów i marzeń. Marzenia są od tego, żeby je realizować. Spełnione marzenia nie mają ceny, są bezcenne, nic ich nie zastąpi. Bez postawionych celów życie człowieka jest płaskie, bez wzlotów i upadków. Nikt chyba tego nie chce. Doświadczajmy życia, doświadczajmy również sportu.
Działalność sportowca to ciągłe myślenie o rozwoju. Nie pisze tutaj o myśleniu o tym 24 godziny na dobę, bo to zbyt duże obciążenie. Jednak, aby iść stale do przodu musimy myśleć o tym każdego dnia w bliskiej i dalszej perspektywie. Musimy przekraczać strefę komfortu, bez tego nie ma rozwoju. Jedni to mają zapisane w genach, inni muszą się tego nauczyć. Winniśmy im to pokazać, dawać przykłady. To jest rola trenera. Nie tylko zadania, stoper, tabelki, wykresy. Naszym zadaniem jest również pokazywanie jak daleko organizm ludzki jest w stanie zaangażować swoje układy, organy do osiągnięcia zamierzonego celu.
Pewnie część osób to widziała. To znany film. Stary jak świat. Pokazuje, jak daleko niektórzy mogą się zaangażować w walce o marzenia. Jak mocno umieją przekroczyć strefę komfortu. Tutaj przekroczoną daleko, w nieskończoność prawie. Tak, nie wiem czy to zdrowe. Z medycznego punktu widzenia zapewne nie. Mnie się jednak podoba.
Walka na dystansie Ironman, wyspa Kona na Hawajach, rok 1997. Dwie zawodniczki, Sian Welsh i Wendy Ingraham walczą o 5 miejsce w mistrzostwach świata. Ironman to dystans wyniszczający. Pomimo, że jestem wielkim fanem wytrzymałości, to najdłuższy wyścig jaki akceptuje w rywalizacji triathlonowej. Z powodu czasu trwania, temperatury i wilgotności na Hawajach ubytek energetyczny jest ogromny. Oczywiście, w dzisiejszej dobie zawodnicy są lepiej przygotowani, lepiej planują nawadnianie i dożywianie na trasie. Pilnują tego z zegarmistrzowską precyzją. Takie sytuacje mają miejsce coraz rzadziej, ale ciągle jednak się zdarzają.
Przekroczenie strefy komfortu to także ból. Jedni ten próg mają niebotycznie wysoko inni trzy poziomy niżej. Wcale nie jest prawdą, że to ci najlepsi nie czują bólu. Nie ma na to reguły. Trzeba jednak o tym wiedzieć, być świadomym. Uwielbiam kolarstwo w Eurosporcie. Jednym z komentatorów jest Dariusz Baranowski, były kolarz zawodowy. I często powtarza, że młodzi kolarze po treningu mówią, że ich bolą nogi. Komentując, mówi a co ma ich boleć przecież jadą na rowerze to musza ich boleć nogi. Proste. Sport jest prosty. Nie komplikujemy go czasem za bardzo?
Z racji mojego miejsca zamieszkania od zawsze interesuje się hokejem na lodzie. Żadna inna gra nie jest tak szybka, nie zmienia się w mgnieniu oka. 20 sekund do końca i wszystko się zmienia. Dwie bramki. Z piekła do nieba i odwrotnie. Z racji faktu, że w hokeju wszystko jest twarde, lód, bandy, krążek, to zawodnicy muszą być twardzi. Nie da się inaczej grać w tą grę. Muszą przekraczać strefę komfortu, dotycząca bólu bardzo często. Wybite zęby, szycie twarzy. Jest na to krótki moment. Gramy dalej panowie, trzecia tercja przed nami. W pływaniu, jeżeli ktoś nie umie wygrać z bólem to po prostu zwolni. Trzeba ten próg przesuwać dalej i dalej po to, żeby zrealizować marzenia.
Jest jakaś gwarancja, że jak to wszystko nam się uda to zrealizujemy marzenia? Oczywiście, że nie. Gwarancja to może być na Audi. W ludzkim organizmie nikt gwarancji nie daje. W żadnej dziedzinie życia a tym bardziej w sporcie. W pewnym sensie to bardzo dobrze. Na końcu jest słupek, swój tor i dystans do pokonania. Efekt nieprzewidywalny do końca. Kochamy to w sporcie. Możemy zrobić wszystko a jednak nam się nie uda. Czy to jednak jest porażka? Zobaczcie.
Jednak jednego można być pewnym. Przekraczanie strefy komfortu zwiększa znacznie szanse na sukces, na marzenia, bez których żadna działalność nie ma większego sensu. Zróbmy to po prostu.