• 2025-04-15 23:59

Wywiad z Kamilem Sieradzkim i Jakubem Majerskim.

ByPiotr Woźnicki

lut 13, 2025

Podczas pobytu na zgrupowaniu w Egipcie, równolegle z naszą grupą UKP Unia Oświęcim, przebywali w ośrodku zawodnicy AZS-AWF Katowice. Nie mogłem więc nie wykorzystać takiej możliwości, aby porozmawiać z dwójką naszych olimpijczyków z Paryża: Jakubem Majerskim i Kamilem Sieradzkim. W 2024 roku osiągnęli spore sukcesy na arenie międzynarodowej. Jakub Majerski wywalczył dwa brązowe medale w imprezach międzynarodowych. Najpierw, w lutym zdobył brązowy medal Mistrzostw Świata w Doha a następnie, podczas czerwcowych Mistrzostw Europy ponownie stanął na najniższym stopniu podium. Podczas zawodów w Belgradzie bardzo niewiele zabrakło do rekordu życiowego na 100 motylkowym, który od Igrzysk w Tokyo wynosi 0.50,92 sekundy. W stolicy Serbii Kuba osiągnął czas 0.52,98. Kamil Sieradzki wielokrotnie poprawiał w ubiegłym roku rekordy życiowe, jednocześnie zdobywając aż 4 medale Mistrzostw Europy w Belgradzie, w wyścigach sztafetowych. Do pełnego zadowolenia z osiągnieć sportowych w 2024 roku zabrakło udanego występu podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Przeczytajmy zatem, co do powiedzenia na temat ostatniego roku, ale nie tylko, mają zawodnicy AZS-AWF Katowice.

Nie możemy zacząć rozmawiać o kolejnym roku, nie oceniając roku, który właśnie upłynął, czyli 2024. Więc, tak w skrócie, jak oceniacie ten rok? Było bardzo dużo imprez międzynarodowych, czy tych imprez nie było czasem za dużo?

K.S. – Oceniam ten rok bardzo dobrze. Jako najlepszy rok w mojej karierze. No tak, były aż trzy  główne imprezy. Faktycznie Mistrzostwa Europy były bardzo blisko Igrzysk. Jak ktoś, tak jak ja, nie miał jeszcze minimum indywidualnego to walczył do końca aby je osiągnąć. No i niestety tej formy brakło już na samych Igrzyskach, już nie było takiej mocy. Pewnie za dużo tych szczytów formy w krótkim czasie.

No tak, oczywiście ten rok był szalony jeżeli chodzi o ilość tych imprez. Czy teraz z perspektywy czasu uważacie, że należałoby to inaczej rozwiązać? Tak na przyszłość, gdyby się to miało jeszcze raz powtórzyć.

J.M.- Ciężko mi w ogóle powiedzieć, czy dało się to inaczej zaplanować. Może byłoby lepiej gdyby nie było Mistrzostw Świata w Doha, wtedy przygotowywalibyśmy się standardowym cyklem, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Musieliśmy się dostosować do bieżącej sytuacji, chcieliśmy zakwalifikować zespoły sztafetowe i za bardzo nie było wyjścia. Udało się nam to i wróciliśmy z Doha zadowoleni z osiągniętego celu. Mistrzostwa Świata wyszły na plus. Cały sezon oceniłbym dobrze, tylko brakło końcowego efektu podczas  Igrzysk, bo tam nam nie wyszło, popłynąłem najwolniejszy wynik w sezonie.

Właśnie, w takich latach bogatych w imprezy międzynarodowe, jakim był rok 2024, w roku olimpijskim, oceną są Igrzyska Olimpijskie. Tam są wszyscy i nikt nie mówi, że do tych zawodów się nie szykuje. Doceniamy medale z MŚ i ME, pomimo różnej obsady tych zawodów, ale wiadomo jaki był cel 2024 roku. Pytanie, czy to jest tylko przygotowanie fizyczne, czy może jeszcze coś innego ma znaczenie?

J.M. – Może tak być również. Siedemnaście tysięcy ludzi na pływalni to wyjątkowy widok. Szczególnie, że to jest raz na cztery lata, ten właściwy moment. Ta presja może trochę „zjeść”.

Szczególnie, że nagle pojawia się mnóstwo znawców sportu. Raz na cztery lata Polska zaczyna się interesować szerzej sportem. Pojawiają się różne głupoty w mediach społecznościowych. Czy Wy jakoś się sugerujecie tym, czy kompletnie nie zwracacie na to uwagi? Nie jest to łatwe zapewne.

K.S. – Ja mogę powiedzieć o sobie, że raczej z presją dużych zawodów nie mam problemu. Wszystkie swoje życiówki zrobiłem na zawodach międzynarodowych, więc myślę, że takie zawody w wysokiej stawce bardziej mnie napędzają. Ja raczej nie biorę tego do siebie, jestem skupiony na sobie i nie czytam co ludzie piszą. Wiadomo, na Igrzyskach chciałoby się być w czołówce, ale świat nie czeka na nas. Próbujemy zrobić pewne rzeczy lepiej, zastanawiamy się co zrobić, żeby ich dogonić.

Kamil Sieradzki (fot. Rafał Oleksiewicz)

Nie wydaje Wam się, ze my jednak za mało startujemy w silnej obsadzie międzynarodowej, takich w okresie przygotowawczym, w treningu?

K.S. – Ja też tak w sumie myślałem, że dobrze byłoby więcej postartować. Nabrać większej pewności siebie.

Wracając do Paryża, jak oceniacie generalnie te Igrzyska? Sportowo wiemy, znamy wyniki, pływanie jest wymiernym sportem i w zasadzie nie ma dyskusji. Oczywiście dyskusje były, głównie na temat pływalni, która nie była zbyt głęboka.  W tym jednak przypadku, patrząc na wyniki zawodów, nie można jednoznacznie oceniać występu tylko przez pryzmat wyników, tak jak jesteśmy w pływaniu przyzwyczajeni. Inni też pływali wolniej, po prostu.

J.M.- Wskakiwałeś do wody na rozgrzewce i dotykałeś od razu dna, dziwne to było uczucie. Nie spotykane na takich zawodach. Płytko po prostu. Jak się obserwowało pierwsze wyścigi i wyniki wszystkich zawodników, to było widać, że wolno pływają. Zwłaszcza w stylu klasycznym u mężczyzn. Każdy popłynął słabo  w tym wyścigu, ale z drugiej strony rekordy Świata później padały. A nic w warunkach się nie zmieniło.

Rozmawialiście ze sobą i byliście zdegustowani tym obiektem. Wiemy przecież, że trenerzy głośno o tym mówili.

K.S. – No tak. Dziwne to trochę było. Wskoczyłeś do wody i już jest od razu dno. Jak dołożyli kamery, to było jeszcze bardziej płytko. Nietypowe wrażenie. Grzbieciści to nawet mogli zahaczyć o kamerę plecami, komfortu nie było.

Organizacyjnie jak to wyglądało? Znamy historie z materacami, jedzeniem, transportem…Szukanie sensacji przez dziennikarzy?

K.S. – Ogólnie wiadomo, że warunki w wiosce olimpijskiej to nie jest all inclusive. Pokoje były takie same jak w Tokyo i pewnie podobne jak na wszystkich poprzednich Igrzyskach. Raczej warunki mieszkaniowe nie miały znaczenia. Na pewno problemem był transport. Był wyznaczony pas, eskorta policji a my jechaliśmy 40 minut na basen, bo kierowca zgubił trasę. Wyżywienie, jak to w wiosce, było mało urozmaicone. Najlepsza była chyba jednak pizza i nawet jak mijaliśmy się z Sarah Sjőstrőm na obiedzie, to ona zawsze jadła pizzę (śmiech).

Porównanie Tokyo i Paryż to chyba nie ma większego sensu, tam nie było kibiców…

J.M. – Tak, nie było kibiców. W  Tokyo wszystko było dużo lepiej zorganizowane,  tam jednak nie było tego prawdziwego klimatu, bo nie było ludzi na trybunach. Pomimo  wszystko Paryż lepiej zapamiętam. Można było zabrać kogoś do wioski, wyjść na zewnątrz, coś zobaczyć. Zobaczyć inne dyscypliny, o to też przecież chodzi podczas Igrzysk Olimpijskich. To nie jest tylko i wyłącznie pływanie. Rzadko przecież mamy taką okazję. Widać było kolejki kibiców po bilety, to było niezapomniane.

Jakub Majerski (fot. Rafał Oleksiewicz).

Jakie w takim razie plany na ten nowy sezon?

K.S. – Dla mnie główny cel to zakwalifikować się indywidualnie na Mistrzostwa Świata do Singapuru. Na 200 i 100 dowolnym i to w tej kolejności… Na 200 mam lepszą życiówkę od minimum. Tylko ja tak szybko pływam na zawodach międzynarodowych, w Polsce jest nieco wolniej. Może w Sztokholmie, w kwietniu, ale tam nie będzie jeszcze optymalnej formy. Teraz dużo trenujemy objętościowo z myślą o kwalifikacjach, które planujemy  podczas Mistrzostw Polski. Zawody Grand Prix zdecydowanie po drodze.

J.M.-  Tak, ja głównie oczywiście skupiam się na dystansie 100 motylkowym, ale będę też próbował sił na 100 metrów grzbietowym. Słyszałem, że zawodnicy, którzy zakwalifikują  się na Mistrzostwa Świata nie będą brali udziału w  Uniwersjadzie, ale to na razie pierwsze informacje. Zobaczymy co przyniesie czas w tej sprawie i jakie będą ostateczne decyzje.

Czyli dwa razy zawody kontrolne (Oświęcim, Sztokholm) i zawody kwalifikacyjne, nie za mało?

K.S. – No zobaczymy. Myślę, że nie. Powinno to wyjść.

J.M.-  Wydaje mi się, że tyle powinno wystarczyć.

Jakieś zmiany w nowym sezonie? Wiadomo, że każdy bodziec, nawet najlepszy, się wyczerpuje po pewnym czasie. Co planujecie, razem z trenerem oczywiście?

K.S. – Tak. Na razie zmieniliśmy trening na siłowni. Robimy ją inaczej, zobaczymy jak to zadziała.

J.M. – No na pewno więcej objętości na początku sezonu.

Dużo, to ile kilometrów w tygodniu?

K.S. – Dopiero zaczynamy (śmiech). No  myślę, że w tym tygodniu ponad 50 kilometrów, może prawie 60 kilometrów. To nasz pierwszy tydzień na długim basenie od dłuższego czasu. Dalej nie jest to oczywiście specjalnie wysoka objętość treningowa. Po treningu na siłowni, zajęcia w wodzie są znacznie krótsze objętościowo, więc na innych trzeba tą większą objętość zrobić.

J.M.- Pewnie, kiedyś pływało się więcej. My jednak porównujemy się do nas. Nie jest to oczywiście duża objętość jak na długi dystans. Tylko więcej, jak dla nas. Więcej niż zwykle, może tak najprościej to powiedzieć.

No właśnie, dla specjalistów na 100 – 200 metrów, 60 kilometrów tygodniowo, w pierwszym tygodniu na długim basenie, biorąc pod uwagę znacznie krótsze treningi w wodzie po siłowni, to wygląda dobrze. Niestety, w Polsce od kilku lat i więcej, ta teoria pływania mniej a mądrzej, nie do końca się sprawdza.

K.S. – Niestety i strasznie nad tym ubolewamy. Ja kompletnie nie rozumiem, dlaczego prawie wszyscy młodzi zawodnicy chcą pływać głównie 100 i 50 metrów. Dużo młodych zawodników nie pływa 200 i 400 metrów, dziwne, bo tam stosunkowo jest trochę łatwiej się gdzieś przebić, jest trochę mniejsza konkurencja. Tak, zgodzę się to zamykanie drogi na przyszłość.

Zmieńmy trochę temat. Jak sobie radzicie z łączeniem studiów oraz kariery pływackiej?

K.S. – Lata lecą … (śmiech). Ja teraz wziąłem się za siebie, zaliczam po kolei przedmioty,  lecę do przodu. Spokojnie, studia na pewno skończę. Indywidualny program planowania studiów bardzo nam pomaga, z powodu częstych wyjazdów w trakcie roku akademickiego. No ale trzeba mieć trochę samozaparcia.

J.M. – Jakoś to idzie (śmiech). Powoli ale do przodu. Fajnie, że uczelnia nam, sportowcom, mocno pomaga idąc w wielu kwestiach na rękę.

No właśnie, czemu wy teraz jesteście w Egipcie na zgrupowaniu klubowym, a nie na zgrupowaniu kadry Polski?  Jak wyglądają treningi w kadrze?

K.S. – Szczerze mówiąc, jak się dowiedzieliśmy, że zgrupowania krajowe mają być w Polsce po tygodniu, to uznaliśmy wspólnie z trenerem, że to trochę krótki okres. Dużo tracimy przecież czasu na przejazd np. do Poznania. Czemu nie ma teraz zgrupowań kadry zagranicą, no to już nie do nas to pytanie. Były jednak też sytuacje, że łączyliśmy treningi z innymi grupami w kadrze. Ostatnio przed MŚ w Doha trenowaliśmy wspólnie z trenerem Szymańskim oraz Kacprem Majchrzakiem i Mikołajem Filipiakiem. Taka dodatkowa rywalizacja jest na pewno czasem potrzebna.

J.M.- Jednak ta zmiana środowiska, zwłaszcza jak w Polsce jest zima, jest mało słońca, to wyjazd do Egiptu jest dla nas bardzo pozytywny. To dużo zmienia. Głównie o to chodzi. Na zgrupowaniach Kadry, zawodnicy trenują z trenerem klubowym. Nie ma trenerów kadry od sprintu, średniego i długiego dystansu. Dla nas to dobrze, bo mamy ciągłość pracy z naszym trenerem.

Jakub Majerski (fot. Rafał Oleksiewicz/newspix.pl).

Jesteście zawodnikami, którzy w wieku juniora nie osiągali spektakularnych sukcesów. Co moglibyście przekazać młodym, zawodnikom, takim raczej późno rozwojowym, żeby dali radę przez to przejść i poczekać trochę na osiągniecie wysokich wyników?

K.S.- Tak, zacząłem pływać w Siemianowicach. Wiadomo, nie byłem na początku orłem, ale z biegiem czasu było coraz lepiej.  W ostatnim roku gimnazjum  zdobyłem pierwsze medale Mistrzostw Polski Juniorów i to mnie już bardzo podbudowało. W młodszym wieku, jak nie osiągałem jeszcze takich sukcesów, to też nie miałem problemu z motywacją. Trener mnie motywował (Leszek Małyszek) ale głównie sam do tego powoli dochodziłem. Później w liceum, w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Oświęcimiu, z trenerem Ptaszyńskim, plan był dość prosty. W Oświęcimiu trochę się pływa i dobrze wiedziałem, że założony przez trenera plan zbudowania dobrej bazy, zaprocentuje w przyszłości.  W pierwszym roku zdobywałem medale Mistrzostw Polski, a później z każdym rokiem było lepiej. Bardzo mocno pokrzyżowała mi plany pandemia, bo wtedy w 2020 rokiem załapałem się do kadry i myślałem o MEJ, ale zawody międzynarodowe zostały w tym roku odwołane. Warto jednak było być cierpliwym, w ostatnim roku treningu w Oświęcimiu zakwalifikowałem się na Igrzyska Olimpijskie do Tokyo.

J.M.- Zawsze lubiłem pływać i lubiłem swoja ekipę, z którą pływałem w Krakowie. Dlatego chciałem również to robić. Miałem też bardzo blisko do szkoły, więc mimo braku super wyników, podobało mi się. W szkole podstawowej grałem równolegle w badmintona i pani trener Agnieszka powiedziała rodzicom, żebym postawił na pływanie, bo widać że mam talent do tego. Jak stwierdziła „niesie go woda”, mimo że wtedy nie pływałem wcale szybko. Dopiero w 3 liceum zacząłem szybko pływać. Dużą rolę odegrali rodzice, którzy wierzyli we mnie i zawsze powtarzali, żebym był cierpliwy. Trzeba mieć charakter i dalej konsekwentnie robić to co się robi. Czy się  chciało czy nie, czy szło czy nie szło, to i tak byłem na treningu. W pewnym momencie nastąpił niesamowity postęp wynikowy, 5 sekund rocznie na 100 motylkowym. To wtedy już były wyniki na poziomie rekordu Polski juniorów 18-letnich i kwalifikacja na Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie do Buenos Aires.

Uważacie, że teraz młodzież jest mniej cierpliwa, bo teraz jest wiele rzeczy łatwiejszych?

K.S. – Może tak być. Na pewno nie wszyscy, ale to możliwe. My jeszcze byliśmy w takich ośrodkach, SMS -ach , gdzie było to nastawione na ciężką pracę i myślę, że głownie dzięki temu teraz jestem w takim miejscu. Tak, zgadzam się.  Co tak naprawdę dają Mistrzostwa Europy czy Świata juniorów. Fajnie jest zdobyć medal, jasne, jednak sportowiec powinien skupić się na osiągnięciach w wieku seniorskim.

J.M.- Patrząc przez pryzmat ile osób zaczyna trenować, to uważam, że za mało zawodników zostaje do kategorii seniorów. Strasznie gubią się po drodze. Ciężko powiedzieć z czego to wynika. Może materiał ludzki, może system szkolenia jest do poprawienia? No ale w Stanach też tak jest. Tam jest mocny trening. Po prostu „rzeźnia” trochę, ale kto przetrwa ten jest już dobry. Może tak po prostu musi być?

Wy się interesujecie sportem na co dzień. Ja zauważyłem, że obecnie młodzi sportowcy coraz rzadziej mają takie zainteresowania.

K.S.-  Tak, ja się interesuje. Interesują mnie sprawy związane z treningiem sportowym. Chciałbym w przyszłości zostać trenerem.

J.M.- U mnie w domu ogląda się sport, więc trochę nie miałem wyjścia. Moja mama jest trenerem badmintona, więc często oglądamy turnieje. Oprócz tego tenis, narciarstwo. Piłka nożna nie bardzo. Byłem z tatą na Wiśle, ale to jak miałem 10 lat.

Ulubiony sportowiec? Nie musi to być pływak oczywiście.

J.M.- Mnie osobiście się podobają tacy sportowcy jak np. Ryan Lochte, Body Miller i jeszcze skoczek narciarski, ale nazwisko wyleciało mi z głowy. Tacy, którzy łączyli swój styl życia z dobrymi wynikami w sporcie, więc nieco kontrowersyjni. Myślę, że teraz to już coraz mniej możliwe.

K.S.- Takich przykładów jest trochę więcej. Wiadomo, że Ci wybitni sportowcy mają charakter. Aby  wygrywać, trzeba mieć charakter, który czasami różne rzeczy podpowiada … (śmiech).

Kamil Sieradzki (fot. Paweł Skraba).

Moglibyście przekazać coś młodym pływakom, którzy może dotrwają do końca tego wywiadu.

J.M. – Talent i talent do pracy. Żeby być mistrzem, trzeba mieć jedno i drugie. Jednak ciężka praca ostatecznie zawsze będzie ważniejsza od samego talentu.

Macie momenty zwątpienia? Kiedy na przykład nie chce Wam się iść na trening?

K.S. – Czasem zależy od nastroju, sytuacji w grupie treningowej. Raczej nie mam takich problemów. Ciężko pracuje, moja motywacja jest na stałym, wysokim poziomie. Wiem , że są zawodnicy, u których ta motywacja rośnie i spada wielokrotnie. Ja też czasem pomarudzę, lubię sobie pogadać na treningu. Jestem jednym z tych, który często motywuje ekipę na treningu. Ostatnio podczas Mistrzostw Świata w Budapeszcie, wybrany zostałem kapitanem, to prawda. Myślę, że się nadaję. Jak nie ma kogoś dwa dni na treningu i nie ma sensownego wytłumaczenia swojej nieobecności, to potrafię być „cięty” dla tej osoby, bo mnie to irytuje.

J.M.- Myślę, że to bardziej tak okresowo jest. Sierak (pseudonim Kamila Sieradzkiego), nie opierdziela tak bardzo tych, co marudzą (śmiech). No tak, przecież został ostatnio ochrzczony kapitanem, więc to zobowiązuje. Często mówimy, prosto z mostu, co myślimy. Jednak, nie każdy przyjmuje prawdę do wiadomości.

Prywatne zainteresowania, oprócz sportu?

J.M.  – Chodzenie po górach. To może już nie sport a turystyka. Czytanie różnych książek, co wpadnie w rękę. Gimnastyka dla umysłu musi być. Dobra przeciwwaga dla telefonu i wszystkich mediów społecznościowych. Poprawia umiejętność skupienia się przez dłuższy czas. Trochę się interesuje ekonomią, jak rynek działa. Trochę dla zabawy a trochę na poważnie. Odskocznia od sportu musi być, w przeciwnym razie jesteś trochę ograniczony.

K.S. – Telefon, został stworzony żeby ułatwić kontakt, a tak naprawdę mocno go ograniczył ostatecznie. Gry komputerowe raczej nie, wyjątkowo. Poza treningami skupiamy się głównie na regeneracji, no i jeszcze nauka (śmiech). Miałem nawet tutaj mieć zajęcia online ale ciężka praca jest to przełożyłem na inny termin. Magister Sieradzki, no tak, dziwnie brzmi, ale jeszcze trochę (śmiech).  Interesuje się jeszcze motoryzacją, samochodami. No cóż na razie jeszcze mnie na te, które mi się podobają nie stać (śmiech), ale pooglądać zawsze mogę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *